Mysłowickie Centrum Zdrowia

Informację o tym opublikowała w bardzo emocjonalnym internetowym wpisie pani Sabina, mieszkanka Mysłowic. Jak informuje mysłowiczanka, poszkodowanego mężczyzny, leżącego na podjeździe przed izbą przyjęć, nie przyjęto zarówno w szpitalu, jak i w pobliskiej przychodni. Ostatecznie przyjechało po niego pogotowie. Szpital tłumaczy, że stan mężczyzny nie zagrażał jego życiu, a lekarze zajmowali się pacjentami pilniej potrzebującymi pomocy.

Pani Sabina potrzebującego pomocy mężczyznę dojrzała z okna swojego mieszkania. Wybiegła pomóc leżącemu na podjeździe przed izbą przyjęć.

– Pan był trzeźwym młodym człowiekiem, lat 26. Ból nie pozwolił mu dojść tych parę metrów wyżej. Pobiegłam zatem do szpitala z myślą, że ktoś pomoże. Z drzwi wybiegała jego narzeczona – pisze pani Sabina.

Jak informuje mysłowiczanka, do mężczyzny nie wyszedł lekarz. Próbowała więc pomóc jego narzeczonej w wezwaniu karetki pogotowia.

– Nie przyjęli, więc leży dalej – jeszcze przytomny. Ona wyciąga telefon, dzwoni na pogotowie po raz któryś. Słyszę, że rozmowa się nie klei. Ona roztrzęsiona. Biorę ten jej telefon i tłumaczę dyspozytorce: Człowiek leży na podjeździe, młody, trzeźwy, wie, jak się nazywa, ile ma lat, prawa noga zdrętwiała, jeszcze przytomny – dodaje.

Dlaczego mężczyzna nie uzyskał pomocy w szpitalu pomimo tego, że znajdował się tuż obok?

– To lekarz decyduje o kolejności i działaniach względem poszczególnych osób. Co do zasady, lekarz nie może opuścić szpitala. Jeśli to zrobi, działa na własne ryzyko. Do lekarza dyżurującego została zgłoszona informacja, że młodego mężczyznę, znajdującego się właśnie w okolicach szpitala, od kilku dni boli kręgosłup. Lekarka prowadząca dyżur to bardzo doświadczony specjalista i na podstawie udzielonych informacji stwierdziła, że nie ma stanu zagrożenia życia. 15 minut wcześniej na izbę przyjęć wpadł człowiek zakażony COVID-19. Sytuacja była dość nerwowa. To także miało wpływ na decyzję, że pacjent ma nie wchodzić do szpitala i wezwać pogotowie znajdujące się w tym samym budynku. Sami lekarze nie mogli opuścić swoich pacjentów, którzy byli w poważniejszym stanie od tego mężczyzny – informuje Kajetan Gornig, prezes Mysłowickiego Centrum Zdrowia.

Ostatecznie do mężczyzny przyjechało pogotowie. Z nieoficjalnych informacji wiemy, że na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Pacjent z rwą kulszową nie był hospitalizowany.