Dziś rzadko praktykowane, były kiedyś jednym z najważniejszych zimowych zajęć w śląskich domach. Mowa o wyszkubkach, które tym razem odbyły się 5 grudnia w filii MOK w Dziećkowicach.
– Nie było centralnego ogrzewania w domu, tylko się paliło w piecach, w związku z tym sypialnie były zimne. I się spało pod pierzyną. Mało kto może z młodych pamięta, albo po prostu nie lubi, jeżeli nawet ma pierzynę, bo one były takie duże, puchate, ciężkie, ale były ciepłe – mówi Teresa Bialucha, organizatorka wydarzenia z Mysłowickiego Ośrodka Kultury.
Darcie pierza na poduszki i pierzyny łączyło kiedyś pracę z barwnymi opowieściami i wspólnym spędzaniem czasu w długie jesienno-zimowe wieczory.
– Panie siedziały, gadały, opowiadały, gawędziły, opowiadały o bebokach, o diabłach, o jakichś strasznych historiach. Rozmawiały na temat sąsiadów. Ja pamiętam, będąc dzieckiem, siedziałam w koncie i przysłuchiwałam się takim rozmowom i bałam się, żeby mnie nikt nie wyrzucił – dodaje Teresa Bialucha.
Były też tradycyjne śląskie stroje.
– Jest to strój regionalny, codzienny. Godało się to u nas na beztydzień, tak jak chodziły moja babka i moja prababka na wyszkubki. Czyli jakla, z opaska i kiecka, chustka na gowie i tak kiedyś szkubały i jo ta tradycja dalyj kultywuja – mówi Monika Danecka.
– Wszystko jest teraz gotowe, można kupić kołderki, wszystko i dużo jest alergików uczulonych na pierze. Ale to taka tradycja na Śląsku była, hodowali gęsi i wieczory zimą skubali te pióra i tak – mówi Małgorzata.
W wydarzeniu uczestniczyli również goście z różnych części Polski, a także przedstawicielki lokalnych kół seniorskich.
– Najbardziej prężna jest właśnie Wesoła, bardzo dużo mają osób i nie ma miesiąca, żeby nie było jakiejś imprezki – mówi pani Kazimiera.
– Chciałabym, żeby chociaż tak tradycyjnie robić takie wyszkubki, żeby ludzie mogli przyjść, żeby mogli się integrować, żeby nie siedzieli zamknięci w domach za swoimi drzwiami i oglądali telewizję, tylko żeby się spotkali i przy okazji coś poczutecznego zrobili – podsumowuje Teresa Bialucha.
