Jeden z mieszkańców Mysłowic, po powrocie z delegacji nie zastał swojego samochodu w miejscu, w którym go zaparkował. Przekonany, że pojazd został skradziony, od razu złożył zawiadomienie w mysłowickiej komendzie. Gdy wrócił do domu, dowiedział się, że doszło do niefortunnej pomyłki, za którą mogą grozić zarzuty.
W niedzielny wieczór 22 kwietnia do dyżurnego mysłowickiej komendy zgłosił się 48-letni mieszkaniec naszego miasta, który po powrocie z delegacji nie zastał swojego samochodu w miejscu, w którym go zaparkował.
– Mężczyzna oświadczył, że samochód zostawił na parkingu pod firmą dnia 17 kwietnia i był przekonany, że doszło do kradzieży, ponieważ nikt poza nim nie użytkował tego samochodu, a żona nie ma prawa jazdy. Policjanci przystąpili do swoich czynności, a mężczyzna przygnębiony faktem utraty samochodu udał się do miejsca zamieszkania. Tam opowiedział żonie co się stało. Kobieta wyjaśniła mu, że jeszcze tego samego dnia, w którym zostawił samochód na parkingu, odebrała go wraz z siostrzenicą i zaparkowała w garażu – relacjonuje sierż. Damian Sokołowski z mysłowickiej policji.
Mężczyzna nie wiedział o tym fakcie, więc prawdopodobnie nie odpowie za złożenie zawiadomienia o przestępstwie, do którego nie doszło. Jak jednak przypominają policjanci, prawo stanowi:
art. 238 KK: Kto zawiadamia o przestępstwie, lub o przestępstwie skarbowym organ powołany do ścigania wiedząc, że przestępstwa nie popełniono, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Jak podkreśla sierż. Damian Sokołowski, w podobnych sytuacjach nie warto być w gorącej wodzie kąpanym:
– Warto więc przed złożeniem zawiadomienia sprawdzić wszystkie ewentualności, nawet jeśli wydają się niemożliwe – mówi rzecznik mysłowickiej policji