fot. arch. Marcina Wyrostka

Pochodzący z Jeleniej Góry Marcin Wyrostek od kilku lat jest… mysłowiczaninem. To właśnie dzięki niemu akordeon stał się instrumentem salonowym. Nie tylko koncertuje, ale jest też wykładowcą Akademii Muzycznej w Katowicach, uczy w Kolegium Nauczycielskim w Bytomiu i szkole muzycznej w Zabrzu. Współpracuje z Teatrem Muzycznym w Gliwicach i gra w Śląskim Kwintecie Akordeonowym w Katowicach.

Miał wiele planów, które – jak wszystkim artystom – przekreślił koronawirus. Zamierzał świętować 10-lecie wygranej w „Mam talent” i 20-lecie pracy artystycznej. Niestety koncerty, które były zaplanowane, zostały odwołane. Życie pisze wszystkim inny scenariusz.

Danuta Sowa: Kiedy zamieszkał Pan w Mysłowicach? I co Pana sprowadziło w nasze strony, bo przecież jesteście z Jeleniej Góry?

Marcin Wyrostek: Oboje z żoną pochodzimy z Jeleniej Góry. W 2000 r. przyjechałem do Katowic, by studiować w Akademii Muzycznej i od tego czasu zostałem na Śląsku. Nasi bliscy znajomi mieszkają na Morgach już od ok. 15 lat i to właśnie oni pokazali nam tę czarującą część Mysłowic. Już prawie od 5 lat mieszkam na Starej Wesołej. Od tego czasu bardzo zżyliśmy się z tym miejscem, z sąsiadami. Jest to idealne miejsce do życia.

Akademia Muzyczna w Katowicach, praca, koncerty, a przede wszystkim udział w programie „Mam talent” 10 lat temu – to był wielki początek. Wielu ludzi zwróciło uwagę na akordeon, który wcześniej był mało popularnym instrumentem. To dzięki Panu stał się „modny”. Kiedyś akordeon był instrumentem weselnym, nawet wiejskim, na biesiady, na spotkania rodzinne, a dziś to jest luksus…

Zgadzam się z Panią w 100%, zawsze był to instrument kojarzony z biesiadą, ale nareszcie nastały czasy, kiedy pojawia się na dużych scenach koncertowych w rozmaitych projektach muzycznych, począwszy od muzyki baroku, kończąc na muzyce rockowej, popowej i elektronicznej.

Czym się Pan teraz zajmuje? Z powodu wirusa mamy kryzys kultury, nie ma koncertów, plany się pewnie posypały jak wszystkim… 

Jest to bardzo nietypowy czas, spędzam w domu 24 godziny. Zazwyczaj przepakowywałem tylko walizkę. Teraz mam czas na pracę u podstaw, która jest także bardzo, bardzo ważna. Mam czas na ćwiczenie, tworzenie, wymyślanie, nagrywanie… A tak w sumie to nie mam czasu, gdyż zacząłem w domu robić tyle rzeczy… Oczywiście są to tylko zajęcia domowe, ale w zupełności zajmują one moją głowę i dają siłę i energię, aby przetrwać ten trudny dla nas wszystkich okres.

Czy syn Mikołaj wykazuje też jakieś zdolności muzyczne? Czy interesuje go instrument taty, czy raczej woli inne instrumenty?

Mikołaj jeszcze jest na etapie przedszkola, ale już potrafi grać na dwóch instrumentach. Czy to będzie w przyszłości jego pasja? Nie wiem. Lubi też tańczyć i zajmuje się tym godzinami. Dla mnie najważniejsze jest, aby robił w życiu to, co będzie jego pasją, a my postaramy się mu tylko w tym pomóc. Prosto jest o tym powiedzieć, ale nie jest tak prosto to zrealizować…

Dziękuję, życzę na razie spokojnych dni w zaciszu domowym, a potem – po wirusie – dalszej realizacji planów, gdy nastanie ku temu sposobny czas.

Rozmawiała: Danuta Sowa