Od wielu lat w czasie obfitych opadów deszczu Mysłowice zagrożone są cofającymi się wodami Wisły i Przemszy, które wraz z okolicznymi strumieniami podtapiają miasto. To wynik obniżenia terenów na skutek eksploatacji górniczej. Gdyby nie zapora w Goczałkowicach-Zdroju wielka woda wdarłaby się do Mysłowic.
Jak powiedział nam Andrzej Siudy, kierownik zapór w Goczałkowicach i Kozłowej Górze, zbiornik goczałkowicki ma bardzo duża rezerwę i jest w stanie zmniejszyć nawet ogromny napływ wody. Ostatnie wielkie wezbranie zanotowane zostało we wrześniu zeszłego roku, kiedy fala powodziowa miała 57 mln metrów sześciennych i była podobna do tej z 1997 roku – w czasie powodzi stulecia.
Wcześniej wielka woda pojawiła się w maju 2014 roku. Podobnie było w 2010 roku, gdy przy rekordowych opadach zbiorniki w Goczałkowicach i Kozłowej Górze (wezbranie było 2-krotnie większe niż w 1997 roku) ograniczyły o ponad 70 proc. wielkość fali powodziowej.
Dla Mysłowic zbawienną rolę pełni goczałkowicka zapora zwłaszcza w okresie cyklicznych wezbrań świętojańskich, w czerwcu w okolicach imienin św. Jana – zwykle 10 dni przed i 10 dni po tej dacie. Wtedy pod naszą szerokością geograficzną trzeba spodziewać się obfitych opadów deszczu.
Jezioro goczałkowickie mieści 163 mln metrów sześciennych wody, żelazna rezerwa na wypadek powodzi wynosi 43 mln metrów sześciennych. Zbiornik jest też rezerwuarem wody pitnej. Po uruchomieniu w marcu br. supernowoczesnego radaru meteorologicznego jeszcze skuteczniej chronić będzie nasze miasto przed zagrożeniem powodziowym.