To już piąty raz, kiedy trzeba je było w zasadzie stworzyć od nowa, bo ciągle są niszczone. Ponownie wyrwano i skradziono dwie rzeźby lwów na Promenadzie.

Może to dlatego, że wyglądają jak żelazne, ale z pewnością takie nie są…

– Za każdym razem przygotowuję nowe i pokrywam warstwami, aby imitowały stary metal, choć to odlewy z białego cementu. Te rzeźby są dziełem mysłowiczanina, Leonarda Czarnoty, pasjonata historii i wspaniałego artysty. Zastanawiam się, dlaczego w innych miastach pamiątki historyczne potrafią przetrwać, a tutaj są ciągle niszczone. Może to przez historię miasta – kiedyś było ono miastem prywatnym, a wspólne oznaczało niczyje, albo należące do właściciela miasta, którego wyzyskiwane społeczeństwo z natury nie lubiło. Teraz jednak postarajmy się traktować to osobiście, jako nasze wspólne dobro – mówi Adam Plackowski, nie kryjąc rozgoryczenia.

Rzeźby lwów to prywatna inicjatywa pasjonatów historii miasta. Adam Plackowski kolejny raz pojawił się na Promenadzie, żeby naprawić to, co zniszczono.

– Mam apel do mieszkańców – mogę to naprawiać dopóki będę żył, ale chodzi o to, żeby ludzi przekonać, że to jest dla nich, żeby to szanowali – dodaje Adam Plackowski.

Lwy na Promenadzie pojawiły się pod koniec XIX wieku. Według legendy, w 1873 roku, po podpisaniu sojuszu między Rosją, Niemcami i Austro-Węgrami, władcy tych państw spotkali się niedaleko Kąta Trzech Cesarzy i wznieśli toast wodą ze źródła. Na pamiątkę tego wydarzenia miejsce ozdobiono głowami lwów.

Oryginalne lwy zniknęły dawno, ale kilka lat temu Leonard Czarnota z Mysłowickiego Detektywa Historycznego i Adam Plackowski, artysta plastyk i dyrektor Muzeum Miasta Mysłowice, odtworzyli nowe rzeźby, które w 2021 roku zamontowano przy źródełku. Niestety, są one regularnie niszczone.