22 sierpnia przy ul. Partyzantów doszło do wypadku, w którym 4-letni Kuba doznał poważnych oparzeń rąk i klatki piersiowej. Rodzina chłopca prosi o pomoc w zebraniu środków na jego leczenie.
W dniu wypadku dziecko zostało przetransportowane do szpitala śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i przebywa tam do dzisiaj, czekając na przeszczep skóry. Sytuacja nie jest prosta, ponieważ rodzice chłopca muszą stale przebywać z nim w szpitalu, a mają też na wychowaniu dwójkę rodzeństwa Jakuba: 5-letniego Patryka i 9-letnią Kamilę, która także wymaga specjalnej opieki. Ojciec dzieci, Karol Marcol, z powodu trudnej sytuacji zmuszony został do rezygnacji z wykonywania zawodu. Rodzina utrzymuje się zatem wyłącznie z przyznawanej matce chłopca renty.
Jak relacjonuje pani Monika Marcol, ich sytuacja finansowa już od dawna nie była najlepsza. Całą piątką mieszkają w lokalu zastępczym, w którym panują słabe warunki do życia. Wyłącznie dzięki pomocy innych osób udało im się doposażyć w najpotrzebniejszy do funkcjonowania sprzęt. To jednak nie rozwiązuje wszystkich problemów państwa Marcolów. Budynek, w którym mieszkają, nie jest ogrzewany, co oznacza konieczność wymiany lub naprawy pieca, a to jedynie kropla w morzu potrzeb.
Rodzice dzieci starają się zapewnić im godne warunki do życia, jednak przekracza to ich możliwości. Martwią się, czy kiedy Kuba opuści w końcu szpital i wróci do domu, będą w stanie odpowiednio o niego zadbać. Zbliżający się okres jesienno-zimowy także nie napawa optymizmem. Z tego powodu ogłosili zbiórkę pieniędzy na zapewnienie 4-latkowi dogodnych warunków do powrotu do zdrowia.
Dowolne kwoty wpłacać możecie tutaj i tutaj. Kubuś jest podopiecznym fundacji Bajtel – Mysłowice Pomagają.
Tekst: Aleksandra Sieniewska