Umięśniony mężczyzna w dziwnym stroju z peleryną, obowiązkowo z maską na twarzy – to wizerunek super bohatera, jaki wykreowała amerykańska popkultura. Jednak nawet największy siłacz, jakiego możemy zobaczyć w kinie, jest nikim w porównaniu z dwójką mieszkańców Mysłowic. Pan Łukasz Pola i jego syn Oskar udowodnili, że prawdziwi bohaterzy to ludzi z krwi i kości. Ludzie, których codziennie możemy mijać na ulicach naszego miasta.
Kilkanaście dni temu Pan Łukasz Pola z synem Oskarem uratowali życie młodemu mężczyźnie, który z powodu ataku padaczki wpadł do Przemszy. Dzięki ich szybkiej reakcji chłopak został uratowany. Za ten bohaterski czyn mysłowiczanie zostali odznaczeni przez Prezydenta Miasta Mysłowice.
– Wyłowili człowieka z wody, człowieka który już tonął. Przez chorobę, po ataki epilepsji ten młody mężczyzna wpadł do Przemszy. Całe szczęście, że w tym miejscu, na Trójkącie Trzech Cesarzy znaleźli się mały Oskar i jego tata. – mówi Edward Lasok, prezydent Mysłowic.
W Urzędzie Miasta rodzina Państwa Pola spotkała się z prezydentem Edwardem Lasokiem, przewodniczącym Rady Miasta Mysłowice Grzegorzem Łukaszkiem oraz dyrektor Iwoną Nowak, którzy w imieniu wszystkich mieszkańców naszego miasta, podziękowali za ich bohaterski czyn. W nagrodę bohaterscy wędkarze otrzymali nowe wędki. Wielki podziw przedstawicieli władz miasta wzbudził szczególnie mały Oskar, który widząc tonącego człowieka potrafił zachować zimną krew i wezwać pomoc.
– To jest właśnie niesamowite. Ten mały Oskar, pierwszoklasista, zachował się jak dorosły człowiek. Wezwał pomoc, krzyczał by przybył ratunek. Tak jak jego ojciec opowiadał; gdyby nie Oskar, nie wiedziałby że ktoś tonie. – mówi Lasok.
Jak opowiedział pan Łukasz, to także z inicjatywy Oskara tego dnia wybrali się nad Przemszę. Kiedy chłopczyk zobaczył tonącego mężczyznę, szybko zawołał swojego tatę. Pan Łukasz bez wahania zaczął ratować tonącego. Wyciągnął go z wody za pomocą wędkarskiego podbieraka, a następnie do czasu przyjazdu pogotowia ratunkowego ogrzewał wyziębionego oraz pomagał mu przy kolejnych atakach padaczki.
– Kiedy przyszliśmy do domu, emocje były niesamowite. Kiedy ochłonąłem, zacząłem myśleć o tym, co by się stało gdybym wskoczył do tej wody. Co by było dalej, dziecko by zostało samo na tej choćby wyspie między Brzęczkowicami a Sosnowcem, jak potem po niego wrócić? Czy udałoby mi się tego człowieka wyciągnąć, a może byśmy razem utonęli? To wszystko jest trudne, tego się nie da opowiedzieć, to trzeba przeżyć. Dla mnie mój syn Oskar jest bohaterem, ja się czuję jako normalny chłopak, facet który zrobił co było trzeba. – mówi Łukasz Pola.
Podczas uroczystego spotkania w magistracie, łez wzruszenia nie potrafiła ukryć pani Anika, mama Oskara.
– Po tym co się stało rozmawiałam z Oskarkiem, z mężem się martwiliśmy, bo jednak taki widok człowieka wyciągniętego z wody może być traumatyczny dla chłopca. W nocy czuwaliśmy z mężem czy Oskar śpi spokojnie, na szczęście nic złego się nie działo. Myślę, że mój syn wie, co zrobił, ale w pełni zrozumie to za kilka lat. Kiedy w szkole mu gratulują, Oskar nie chce o tym rozmawiać. On to sobie jeszcze musi w główce poukładać. – mówi Anika Pola.
Jak wspomniał pan Łukasz, młody mężczyzna, któremu mysłowiczanie uratowali życie został ich przyjacielem. W minioną niedzielę odwiedził pana Łukasza i Oskara i razem wędkowali na Słupnej.