Big Bandy mają w sobie niepowtarzalny czar. Ten rozpoczął swoją historię jako Big Band KWK „Śląsk” i to i właśnie dzięki Happy BIg Band już od 35 lat następców Glenna Millera można znaleźć na… Górnym Śląsku!
– Tak jakbym miał 35 lat – mówi Mirosław Kaszuba, lider zespołu, zapytany o swoje odczucia po tylu latach na scenie. Otoczony młodymi muzykami, którzy wnoszą świeżą energię, czuje się wciąż pełen pasji do muzyki.
14 lutego w Mysłowicach odbył się jubileuszowy koncert zespołu właśnie pod batutą Mirosława Kaszuby. Wśród solistów usłyszeliśmy Annę Kamyk i Kamila Kołodziejczyka, ale nie tylko.
Historia Happy Big Band sięga lat 90., kiedy to górnicza orkiestra, zamiast zamilknąć wraz z przemianami przemysłowymi, postanowiła przekształcić się w nowoczesny zespół jazzowy. Śląsk nie był może Nowym Orleanem, ale miał swoje tradycje orkiestr dętych, a big bandowa energia świetnie się w nie wpisała. Przez lata z zespołem współpracowali znakomici artyści, a jego repertuar ewoluował od standardów jazzowych po nieoczywiste aranżacje światowych hitów. Tak było też na jubileuszowym koncercie.
– Bardzo dużo utworów znanych, lubianych, będą to i polskie przeboje, i światowe przeboje, evergreeny, troszkę standardów. Zagramy też coś ciekawego – klasykę w opracowaniu funkowym na Big Band, czyli polonez Chopina w opracowaniu Big Bandowym – zapowiadał Kaszuba przed koncertem.
Gościem specjalnym jubileuszu był Jacek Kawalec, który nie tylko poprowadził koncert, ale również wystąpił wokalnie. Miłośnicy klasycznego big bandowego brzmienia mogli posłuchać standardów jazzowych w jego wykonaniu, a dodatkową atrakcją była premierowa aranżacja jego utworu „Frak Szczęścia” w big bandowej stylistyce.
– Ludzie tu czują muzykę. Jo żech jest taki Ślązak ze samej Warszawy i się ucza ta śląsko godka od Darka Niebudka się ucza, bo razem gramy w kilku spektaklach, znamy się od lat. Przygotowania są bardzo proste, Jak ma się do czynienia z takimi zawodowcami jak Happy Big Band, Mirek Kaszuba – mówił Kawalec, podkreślając profesjonalizm muzyków.
Nowy Orlean miał swoje Storyville, a Śląsk swoje orkiestry górnicze – w obu przypadkach muzyka znalazła sposób, by przetrwać i rozkwitnąć.