Ekologiczna bomba, która przez prawie 4 lata spędzała sen z powiek mieszkańców południowych dzielnic Mysłowic, jest już tylko przykrym wspomnieniem. 30 czerwca z nielegalnego składowiska w Brzezince zniknęły ostatnie mauzery, a 1 lipca oficjalnie zakończył się drugi etap prawie 100-milionowego przedsięwzięcia.

Sprawa składowiska niebezpiecznych odpadów ciągnęła się od 2018 r. Wówczas na wydzierżawiony od prywatnego przedsiębiorcy teren przy ul. Brzezińskiej 50 spółka Mundo Trade sprowadziła około 8 tys. ton ciekłych odpadów niebezpiecznych. Były tam składowane i przechowywane nieprawidłowo, a przede wszystkim nielegalnie.

– Ta ekologiczna bomba była i najgorsze w tym wszystkim było to, że od samego początku osoby, które wydawały zgody administracyjne, wiedziały, co może się tutaj wydarzyć. Gdyby spłonęło takie wysypisko, czy składowisko, mielibyśmy ogromne problemy, ponieważ musielibyśmy ewakuować tysiące mieszkańców z 3, a nawet 4 dzielnic naszego miasta. Nie wiemy w sumie do końca, jakie skutki środowiskowe przyniosłoby to, ale przez lata byśmy to odczuwali – mówi Dariusz Wójtowicz, prezydent Mysłowic.

Od maja do października ubiegłego roku ze składowiska przy ul. Brzezińskiej wywieziono 8 tys. ton niebezpiecznych substancji. Na tyle opiewała umowa z konsorcjum firm Hydrogeotechnika z Kielc i Geocoma z Krakowa, bo ilości odpadów, składowanych w „wieżach” z mauzerów na sporym, niedostępnym terenie, nie było szans obliczyć. Jednak na terenie zostało jeszcze 426 ton, na których wywóz i zagospodarowanie przetarg wygrała spółka Sarpi Veolia z Dąbrowy Górniczej.

– Jednym z problemów była na pewno pogoda, ponieważ tropikalne upały wymagały więcej cierpliwości i pracy od chemików, którzy byli na miejscu. No i też sprzyjały ewentualnym czy to rozszczelnieniom pojemników, czy oparom, które się wydzielały. Tak naprawdę znajdywały się odpady z wszystkich gałęzi przemysłu, od pestycydów po odpady ropopochodne, opakowania po chemikaliach, zanieczyszczona ziemia, tak że tutaj jest bardzo szerokie spektrum odpadów, które zidentyfikowaliśmy – wyjaśnia Łukasz Mróz, prezes zarządu Sarpi Veolia.

426 ton odpadów trafiło do instalacji termicznego przekształcania w Dąbrowie Górniczej. Jednak mimo ich wywozu na miejscu wciąż unosi się gryzący zapach chemikaliów. Co stanie się z terenem po byłym już składowisku?

– To jest teren prywatny. My nie mamy, jako urząd miasta, nic wspólnego z tym terenem. My byliśmy odpowiedzialni wyłącznie za wywóz tych odpadów stąd – dodaje Dariusz Wójtowicz.

Lwią część operacji udało się sfinansować dzięki wsparciu Narodowego i Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Miasto uzyskało zgodę na wydłużenie terminu realizacji i zwiększenie dofinansowania do 50% nowej wartości inwestycji. Całość przedsięwzięcia kosztowała prawie 98 mln zł. Śledztwo przeciwko członkom zorganizowanej grupy przestępczej, składującej niebezpieczne odpady m.in. w naszym mieście, prowadzi Prokuratura Regionalna w Katowicach.