fot. M. D. Michalikowie

Pół roku. Tyle czasu potrzebowali Magda i Dawid Michalikowie, by na rowerach pokonać ponad 7 tysięcy kilometrów i zwiedzić dziesięć europejskich krajów. Pochodzące z Mysłowic małżeństwo udowodniło, że realizacja marzeń jest na wyciągnięcie ręki. Choć nic nie można osiągnąć bez poświęceń.

Oboje pochodzą z Mysłowic, ale już od dobrych kilku lat żyją i mieszkają w Anglii. Stabilna praca, przytulny dom – mieli wszystko, o czym marzy większość młodych ludzi. Jednak czegoś im brakowało, czuli że chcą od życia czegoś więcej. Dlatego… porzucili stabilizację na rzecz przygody; sprzedali niemal wszystko co mieli, kupili rowery z ekwipunkiem i wyruszyli w półroczną wyprawę.

Poczułem, że chciałbym coś zmienić, że takie życie mi nie odpowiada. Powiedziałem o tym Magdzie, która zgodziła się ze mną. Razem stwierdziliśmy, że takie normalne życie nie do końca nam pasuje, że chcemy czegoś więcej. Dlaczego wyprawa rowerowa? Zawsze byliśmy aktywni. A na rowerze można dojechać wszędzie, dlatego zdecydowaliśmy się na podróż na dwóch kółkach. – mówi Dawid Michalik.

Wspólną decyzję podjęli szybko, ale przygotowywania do wyprawy trwały rok. Konsekwentnie sprzedawali dorobek swojego życia i przygotowywali sprzęt na wyprawę. Dobry, wytrzymały rower i chęć zwiedzenia Europy były wystarczające. Dawid i Magda nie poświęcili wielu godzin na przygotowanie dokładnej rozpiski planu podróży. Nie nanosili na mapę dokładnych punktów i ograniczających ich terminów. Wszystko miało być – i było – spontaniczne. Wyruszyli z Anglii, następnie przejechali Francję, Belgię, Holandię, Niemcy, Szwajcarię, Lichtenstein, Austrię. Wrócili do Niemiec, z których przedostali się do Czech. Ostatnim punktem na mapie była Polska, w której metą były ich rodzinne Mysłowice.

Najpiękniejsi… ludzie

Podczas podróży, co naturalne dla podróżników, chcieli zwiedzić jak najwięcej ciekawych i pięknych miejsc. Najsłynniejsze punkty z katalogów i przewodników, ale także te odkryte przypadkiem – przejazd przez Europę pozwoliła im doświadczyć, jak wiele pięknych miejsc można w niej zobaczyć. Zaczynając przygodę myśleli o tych wspaniałych miejscach, chcieli zobaczyć ich jak najwięcej. Jednak to nie one zachwyciły i zaskoczyły ich najbardziej. Jak mówią, najwspanialszym doświadczeniem ich wyprawy byli ludzie, których mieli okazję poznać i ich dobroć, którą mieli przyjemność doświadczyć.

Europejczycy bardzo nas zaskoczyli, w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zawsze gdy potrzebowaliśmy pomocy – otrzymywaliśmy ją. Choć sprzedaliśmy niemal wszystko, co mieliśmy, nasz budżet był ograniczony. Część pieniędzy przeznaczyliśmy na naszą podróż, część zostawiliśmy na zimę, byśmy mogli się utrzymać po zakończeniu wyprawy. Nasza podróż była bardzo ograniczona finansowo. Nie spaliśmy w hotelach, nie jadaliśmy w restauracjach. Noce spędzaliśmy pod namiotem lub… szukaliśmy osób, które przygarnęłyby nas pod swój dach. W tym celu zarejestrowaliśmy się w aplikacji warmshowers, która zrzesza takich podróżników jak my. Początkowo byliśmy sceptyczni, ale okazało się, że w Europie nie brakuje ludzi, którzy chcą pomagać podróżnikom, nie mają problemu w z tym, by kogoś obcego zaprosić pod swój dach. – opowiada Dawid.

Najciekawsza sytuacja spotkała ich we Francji, w Paryżu.

Gdy przyjechaliśmy pod wskazany adres, to na samym początku, niemal w drzwiach, gospodarze dali nam klucze do swojego domu. Powiedzieli, że muszą gdzieś wyjść, a my mamy się rozgościć i poczuć jak u siebie w domu. Byliśmy tym bardzo zaskoczeni, nie spodziewaliśmy się takiej otwartości i zaufania ze strony całkiem obcych nam osób. – mówi Magda Michalik.

Kąpiel w rzece, noc w namiocie

Nocleg w łóżku i ciepły prysznic były luksusem. Dawid i Magda korzystali z zaproszeń, ale znaczną większość nocy spędzili pod gołym niebem. W ciągu dnia podróż w pełnym słońcu, nocą chłód. Wyprawa wymagała poświęcenia. Tegoroczne lato było wyjątkowo upalne. Z tego względu z Francji udali się nie w kierunku Hiszpanii i Portugalii, a na wschód, do Belgii. Było nieco „chłodniej”, ale wykręcanie kilometrów na rowerze z sakwami bagażowymi wymagała sporo siły.

Mój rower ważył tak z 60 – 70 kilogramów, rower Dawida ważył 80 kilogramów. Przejazd przez górzyste rejony wymagał od nas sporo wysiłku. Najtrudniejsze dla mnie były te momenty, gdy po ciężkim dniu w słońcu marzyłam jedynie o zwykłym prysznicu, z którego niestety nie mogłam skorzystać. Zazwyczaj kąpaliśmy się w rzekach i jeziorach. Mieliśmy jedynie taki specjalny, turystyczny „prysznic”, czyli worek, do którego nalewaliśmy wodę, a następnie zawieszaliśmy na gałęzi lub czymkolwiek innym ,by móc opłukać się wodą. – przyznaje Magda.

Meta w Mysłowicach

Półroczną wyprawę zakończyli w Mysłowicach. To właśnie stąd pochodzą, tutaj się wychowali i spędzili dzieciństwo. Po tysiącach wykręconych kilometrach przygód, zimę spędzą przy swoich bliskich. Do Anglii już nie chcą wracać, ale niekoniecznie myślą o tym, by pozostać w Polsce. Po takiej przygodzie są jeszcze bardziej ciekawi świata i tym bardziej nie boją się nowych, życiowych wyzwań.