Mysłowiczanin Piotr Głowacki walczy dalej. Jego projekt „Korona Ziemi z rozrusznikiem” przeszedł do kolejnego etapu realizacji. Tym razem wyzwanie jest wyjątkowo mroźne, ponieważ odbywa się w najzimniejszym zakątku naszego globu – na Antarktydzie. Celem jest zdobycie szczytu najwyższej góry tego kontynentu, Mt Vinson.
O alpiniście z Mysłowic pisaliśmy już na łamach naszego portalu przy okazji poprzednich wypraw. Mysłowiczanin realizuje autorski projekt, podczas którego zdobywa najwyższe szczyty poszczególnych kontynentów w tzw. wersji rozszerzonej, czyli obejmującej łącznie dziewięć górskich szczytów. Sama „Korona Ziemi” jest niesamowicie trudnym wyzwaniem wymagającym od alpinisty siły fizycznej oraz dużej odporności psychicznej.
Ze wspomaganiem serca
Projekt mysłowiczanina jest wyjątkowy, ponieważ pan Piotr jest pierwszą osobą wchodzącą na wierzchołki najwyższych gór świata, będąc pacjentem po wszczepieniu rozrusznika serca. Piotr Głowacki od 1995 roku ma wszczepione urządzenie pobudzające rytm tego centralnego narządu. Mały mechanizm, który dla wielu oznacza wyrok i kategoryczne zaprzestanie jakiejkolwiek sportowej aktywności, wbrew wszystkiemu zmotywowało mysłowiczanina do podjęcia górskiego wyzwania.
Cztery na koncie, pięć do zdobycia
Najwyższymi górami Antarktydy jest Masyw Vinsona wznoszący się na wysokość 4897 m n.p.m. Ma to być piąty szczyt na liście zrealizowanych celów. Piotr Głowacki na swoim koncie ma już cztery zdobyte szczyty: McKinley (Ameryka Północna), Kilimanjaro (Afryka), Elbrus (Kaukaz), oraz zeszłoroczny Mont Blanc (Europa). Próba wejścia na Aconcaquę (Ameryka Południowa) po nieudanym ataku ma zostać powtórzona.
Roczne przygotowania
Teraz przyszła pora na najwyższy szczyt skutej lodem Antarktydy. Przygotowania do wyprawy rozpoczęły się z rocznym wyprzedzeniem, ich przebieg był podobny jak przed wyprawą na McKinley w mroźnej Alasce. Wielomiesięczne treningi objęły ćwiczenia na siłowni oraz z marszu w terenie, z sukcesywnym zwiększaniem obciążenia. Aż 4-5 dni w tygodni mysłowiczanin poświęcał na to ćwiczenie mające wzmocnić go przed wyprawą.
– Pewnie wielu mieszkańców spotkało mnie podczas tych treningów w lesie, a Ci z sali treningowej wiedzieli jaki jest cel przygotowań i trzymają kciuki. Udało mi się też wreszcie dobrze przytyć i zdobyć tak potrzebną warstwę tłuszczu chroniącą przed zimnem. To nauczka z poprzednich ekspedycji w bardzo zimne rejony – mówi Piotr Głowacki.
Finansowe wsparcie
Mt Vinson z powodu położenia jest niezwykle drogą ekspedycją. Koszty generuje głównie logistyka dostania się do bazy polarnej, a później do obozu bazowego w okolice masywu Vinsona.
– Nie byłbym w stanie samodzielnie sfinansować takiego wyjazdu bez pomocy z zewnątrz. Na szczęście projekt „Korona Ziemi z Rozrusznikiem” ma dobry odbiór, co przełożyło się na łatwiejsze pozyskanie sponsorów tej wyprawy. Łatwo nie jest, ale kto powiedział że zdobycie Korony to tylko trudności w górach? – wyznaje mysłowiczanin.
W krainie lodu
Wyprawa na Mt Vinson przypada na okres świąteczny. Mysłowiczanin opuścił Polskę w minioną sobotę, natomiast powrót planowany jest na koniec stycznia 2016 r.
– Wstępnie planowany termin był inny, mieliśmy wylatywać z kraju 26 grudnia abyśmy święta jeszcze mogli spędzić wśród bliskich. Jednak warunki arktyczne, ograniczenia amerykańskiego partnera zweryfikowały plany i trzeba się było pogodzić z przyśpieszeniem wyjazdu. Będą to moje pierwsze święta i nowy rok spędzony z dala od domu, z dala od kraju i w ogóle w tak ekstremalnych warunkach. Wigilia na Antarktydzie nie śniła mi się chyba nigdy, jedyny plus to pewnik, że moje święta będą białe, śniegu będzie dużo – żartuje Piotr Głowacki.
Oczywiście na Antarktydę mysłowicki alpinista nie wybrał się sam, razem z nim szczyt chce zdobyć międzynarodowa grupa doświadczonych miłośników gór.
– Będziemy korzystać z pomocy doświadczonych szerpów więc wiemy, że jesteśmy dobrze przygotowani jeśli chodzi o znajomość góry i tereny a także zagrożeń takich jak szczeliny lodowe i miejsca narażone na lawiny – mówi Głowacki.
Żadna wyprawa w wysokie góry nie jest bezpieczna, próby zdobycia wymarzonych szczytów wielu śmiałków przypłaciło odmrożeniem rąk i twarzy, a nawet utratą życia.
– Już niejedna taka wyprawa na Antarktydę zakończyła się niepowodzeniem, i nawet najlepiej przygotowana ekipa wróciła bez sukcesu. Zawsze przygotowuję się ze znajomości wszelkich warunków lokalnych tak topograficznych, jak i atmosferycznych. Większość najwyższych gór na świecie ma swoje „dobre” lub wręcz jedyne terminy kiedy wyprawa ma szanse powodzenia. Silny wiatr w miejscach gdzie i tak panują ekstremalnie niskie temperatury, powoduje że żadna działalność nie jest możliwa, a już wspinaczka wysokogórska w szczególności. Oglądałem mnóstwo relacji z tego kontynentu pokazujących jak podczas wichury warunki zmieniają się do takich, gdzie samo przeżycie jest wielkim wyzwaniem, a ewakuacja jest po prostu niemożliwa. Więc jeśli mogę prosić to trzymajcie kciuki aby wiatr w czasie kiedy tam będziemy zrobił sobie całkowicie wolne i zapomniał co jest jego naturą! – apeluje mysłowiczanin.
Mimo wielu kilogramów sprzętu, który mysłowicki himalaista musiał ze sobą zabrać, tak jak w poprzednich wyprawach, w plecaku znalazło się miejsce na flagę Mysłowic. Oby i tym razem swobodnie załopotała na szczycie.