Nikt nie spodziewa się diagnozy: rak, szczególnie w tak młodym wieku, ale czasem nadchodzi. Półtora roku temu usłyszała ją Anna z Mysłowic.
Zawsze uśmiechnięta i bardzo życzliwa. Tak wspominają ją znajomi. Cudowna żona i troskliwa mama 4-letniej dziewczynki. Miała 28 lat. Jej mąż Krystian poświęcił wszystko, żeby ratować ukochaną. Teraz sam potrzebuje pomocy.
– Słoneczny wrześniowy dzień zapowiadał się zwyczajnie jak zawsze. Tak mi się wtedy wydawało. Odprowadziłam córeczkę do przedszkola, mąż wyszedł do pracy, a ja zajęłam się codziennymi obowiązkami. Aż nagle… dostałam strasznego bólu brzucha. Od którego wszystko się zaczęło. Poszłam za potrzebą do łazienki i ku zdziwieniu zobaczyłam pełno krwi… Nie wiedziałam co się dzieje. Jak się okazało, był to krwiomocz – pisała Anna.
Ania nie podejrzewała, że przeciwnik może być tak straszny, ale diagnoza brzmiała jak wyrok – rak pęcherza moczowego. Po ośmiu miesiącach zdecydowała, że podda się operacji urostomii.
– Decydując się na ten zabieg, automatycznie musiałam się zgodzić na to, że nigdy już nie będę mogła być ponownie mamą – pisała Anna.
Później mozolna, wykańczająca chemioterapia. Pojawiały się przerzuty. Nowotwór atakował kości, płuca, węzły chłonne. Okropny ból pojawiał się przy najmniejszych nawet czynnościach. Problemy z oddychaniem, które uniemożliwiały wypowiedzenie nawet słowa. W końcu nadeszła trudna decyzja o hospicjum.
Anna walczyła półtora roku. Odeszła 15 marca. Ciągle trwa zbiórka na pokrycie długu, jaki rósł wraz z każdym dniem walki z chorobą. Możemy pomóc Krystianowi, który teraz sam wychowuje 4-letnią córkę. Zbiórkę na ten cel znajdziecie w tym miejscu.
Tekst: Bogumił Stoksik