Do mysłowickiej komendy zgłosiła się kobieta, której podczas powrotu autobusem z pracy ktoś miał ukraść torebkę z pieniędzmi, dokumentami i telefonem. Pokrzywdzona oszacowała straty na blisko 5 tysięcy złotych. Szybko jednak okazało się, że zamiast kradzieży w grę weszło roztargnienie.
W środę 9 grudnia przed godz. 18.00 do mysłowickiej komendy zgłosiła się 56-letnia kobieta. Mysłowiczanka oświadczyła policjantom, że wracała autobusem z pracy z Sosnowca, a gdy wysiadła na przystanku w Mysłowicach, zorientowała się, że nie ma przy sobie torebki z pieniędzmi, dokumentami, telefonem i kluczami do mieszkania. W sumie straty oszacowała na blisko 5 tysięcy złotych. Kobieta, mając nadzieję, że torebka została w autobusie, czekała na kurs powrotny. W tym czasie poinformowała o sytuacji dyspozytora przewoźnika. Niestety, torebki w autobusie nie było, gdyż… nie mogło jej tam być.
Zagadka „kradzieży” rozwiązała się po sprawdzeniu lokalizacji telefonu. Okazało się wtedy, że znajduje się on… w miejscu pracy roztargnionej 56-latki. Kobieta wróciła do biura i znalazła torebkę, która wpadła za szafkę.
Ta sprawa zakończyła się pomyślnie dla mieszkanki Mysłowic, ale warto pamiętać o prawdziwych zagrożeniach czyhających na nas w środkach komunikacji publicznej, na targowiskach, dworcach autobusowych i kolejowych. Złodzieje wykorzystują zamieszanie i tłok, często tworzony przez nich samych, żeby ułatwić sobie działanie. Nadchodzący okres świąteczny i związane z nim obowiązki często sprawiają, że tracimy głowę i zapominamy o podstawowych zasadach bezpieczeństwa.
Źródło: KMP Mysłowice