fot. arch. Marleny Molendy

Pani Marlena toczy bój o życie. Jej przeciwnik jest bardzo ciężki: to nowotwór piersi z przerzutami do kości. Szansą kobiety jest leczenie przy użyciu komórek dendrytycznych, ale bez pomocy ludzi o wielkich sercach nie będzie ono możliwe. Jeśli mysłowiczanka przegra tę walkę, osieroci 6-letniego synka.

Marlena Molenda trzy lata temu usłyszała diagnozę: rak piersi. Przeszła chemioterapię, ale w ubiegłym roku nowotwór wrócił ze zdwojoną siłą – z przerzutami do kości.

– W Polsce lekarze zaproponowali mi jedynie leczenie paliatywne (przedłużenie życia). Musiałam szukać ratunku poza granicami kraju. Od maja 2019 r. leczę się w Niemczech, w klinice doktora Janusa Vorreitera w Hinterschmiding. Terapia jest bardzo kosztowna – jak na nasze polskie realia – ale nie mam wyjścia. Muszę ratować swoje życie. Moje oszczędności powoli się kurczą, dlatego proszę wszystkich ludzi dobrego serca o wsparcie finansowe. W klinice przedstawiono konkretny plan leczenia. Obejmuje on chemioterapię i immunoterapię oraz szereg zabiegów wzmacniających organizm. Miesięczny koszt leczenia wynosi ok. 2 500 euro, czyli roczny koszt to 30 000 euro – tłumaczy pani Marlena.

Leczenie trwa, ale w miejsce znikających zmian w organizmie kobiety pojawiają się nowe. Dlatego pani Marlena szuka innych możliwości leczenia. Ratunkiem może być dla niej terapia z użyciem komórek dendrytycznych i onkolitycznych wirusów, o wiele bardziej skuteczna niż chemioterapia. Niestety również o wiele bardziej kosztowna.

– Na co dzień jestem mamą 6-letniego Olka. Wychowuję go samotnie. To on mi daje siłę do walki i to dla niego chcę żyć. Chciałabym, aby jak najdłużej miał mamę, a przynajmniej do momentu, kiedy będzie nastolatkiem – mówi pani Marlena.

W serwisie pomagam.pl trwa zbiórka na rzecz mysłowiczanki. Poznacie tu również całą jej historię. Jeśli chcielibyście pomóc pani Marlenie, zajrzyjcie tutaj.