Czym wyróżniają się mysłowickie pisanki oraz skąd wśród wielkanocnych przepisów wzięła się zupa chrzanowa? Zapraszamy na wywiad z Tomaszem Wroną – radnym miejskim, nauczycielem, a z zamiłowania etnografem.
Z czym kojarzy się panu Wielkanoc?
– Z radością. Pochodzę z rodziny, która w sposób bardzo religijny przeżywa święta, a radość nieodłącznie się z tym świętami wiąże.
To nie przypadek, że ich symbolem są pisanki
– Symbolika świąt jest dość uniwersalna. Jajko jest symbolem odradzającego się życia. I z takiej perspektywy trzeba na nie patrzeć. Ma inny sens niż tylko kulinarny. Jeśli natomiast spojrzymy na jakieś szczególne zabiegi związane ze świętami, z Wielkim Tygodniem, to one mają pewne odcienie takiej szczególności charakterystycznej dla naszej okolicy.
Są więc mysłowickie pisanki?
– Myślę, że można takiego pojęcia użyć. Każdy region ma swój sposób ich malowania i zdobienia. U nas najbardziej charakterystyczne są wzory wydrapywane, najczęściej to motywy roślinne – kwiatów, listków, bazi. Te wzory są dużo prostsze w porównaniu z – na przykład – pisankami opolskimi, które charakteryzuje bardzo skomplikowane i bogate wzornictwo. Moja babcia wykorzystywały kredki i malowała motywy kwiatowe. Farb nie używano. Najprostsze są barwniki naturalne, stosowane nadal w naszych domach – łuski z cebuli, buraki czerwone, modro kapusta.
Powstają jeszcze mysłowickie pisanki?
– Jest trochę rodzin w Mysłowicach, które się tym zajmują. Same robią tradycyjne pisanki, same robią też palmy wielkanocne. Żyjemy jednak w świecie, w którym tradycje się zmieniają, nie mamy już takiego kontaktu ze światem przyrody jak nasi przodkowie.
Mysłowice wnoszą coś wyjątkowego do Wielkanocy, czego nie ma w innych regionach Polski?
– Tak, to zupa chrzanowa. Ale nie jest ona bardzo znana. Robi się ją na bazie wędlin, z dużą ilością chrzanu. W innych regionach Polski jej nie spotkałem. To jedyny charakterystyczny dla nas element Wielkanocny.
Skąd się wziął?
– Chrzan przypomina istotę świąt związaną z męką Chrystusa i zawsze był elementem upamiętniającym to wydarzenie. Ponieważ jest bardzo ostry, kojarzył się z cierpieniem. Kawałki chrzanu zjadano w Wielki Piątek.
Teraz mamy konkursy palm. Była kiedyś taka tradycja?
– Nie było na Śląsku czegoś takiego. W wielu regionach Polski ludzie prześcigają się w wykonaniu palmy – musi być większa od innych, mieć więcej kwiatów, ozdób. Pytanie, czym jest palma? W naszych stronach to wiązanka roślin, w której nie ma suchych kwiatów, czy ozdób, są tylko gałązki roślin zimo-zielonych m. in. jałowca i sosny. W Niedzielę Palmową od razu widać, kto jest tutejszy, bo ludzie przynoszą palmy zielone. Tak jest w tradycyjnych środowiskach, jak Kosztowy. Podobne zjawisko widać, kiedy dziewczynki idą do pierwszej komunii. Te, które są miejscowe noszą wianki zielone, a inne korony ze sztucznych kwiatków. Po tym poznajemy, kto jest Ślązakiem.
Palmy traktujemy z wyjątkową estymą, niezależnie od tego z czego i jak są zrobione
– Zawsze uważano je za coś nadzwyczajnego – poświecone miały chronić dom przed nieszczęściami – na przykład – przed uderzeniem pioruna. Nie umieszczano ich w domu, ale na zewnątrz, przy oknie albo koło drzwi. Stare palono – na popiół na Środę Popielcową. Bywało też, że ten popiół rozrzucano na polu, żeby ziemia lepiej rodziła.
A ziemię wciąż się święci?
– Myślałem, że ten zwyczaj przeszedł do historii, ale okazuje się, że są rodziny, które go praktykują. W niedzielę wielkanocną święcą ziemię i wtykają w narożniki pól drewniane krzyżyki. W Kosztowach jest rodzina, która kultywuje te tradycje. Niektórzy okadzają też domy w Wielki Piątek.
A zwyczaj obijania nóg suchymi śledziami?
– To tradycja wielkopiątkowa. Ludzie starali się w jakiś sposób przypominać, co działo się w Wielki Piątek. Stąd spożywanie chrzanu na pamiątkę, że Jezusa pojono octem. A suche śledzie, to okładanie nóg gałązkami brzozy, zwłaszcza dzieciom, na pamiątkę biczowania Chrystusa. W Wielki Piątek myto się też w potokach. Obrzęd zamarł, gdy w potokach pojawiła się brudna woda.
Nie zamarło lanie wodą w śmigus dyngus, które jest najbardziej widocznym zwyczajem wielkanocnym
– Tyle, że przyjęło to kuriozalne formy. To uliczne konkurencje. Kiedyś był to zabieg o podłożu erotycznym. Polewano dziewczyny po to, żeby w przyszłości, po takim magicznym obrzędzie, miały więcej dzieci i mogły je lepiej wychować. Dzisiaj chłopcy gwiżdżą za dziewczyną albo mówią, zobacz, jaka idzie ładna d…a. Niestety, nasza rzeczywistość staje się coraz bardziej zwulgaryzowana.
Dużą uwagę przywiązujemy do symboliki świątecznego stołu
– Święta Wielkanocne mają charakterystyczną oprawę kulinarną złożoną z szynek, kiełbas, bab i mazurków, które są niemal jednakowe dla wszystkich regionów Polski. Kiedyś na Śląsku robiono słodkie chleby z bakaliami. Warto też zwrócić uwagę na zwyczaj, który już dzisiaj prawie nie istnieje – święcenia pokarmów w domach. W mojej rodzinie zachowano tradycję święcenia potraw przed śniadaniem wielkanocnym. W Kosztowach ludzie sami święcili pokarmy w niedziele wielkanocne, bo do kościoła było daleko. Kościół parafialny dla Kosztów do 1918 roku w był Chełmie, to 2 godziny drogi pieszo.
Teraz święcimy pokarmy w Wielką Sobotę, w wyznaczone godziny
– Niezależnie od święcenia przez księdza w kościele, w moim domu w niedzielę świecimy cały stół.
Przetrwał zwyczaj trzymania wart przy Bożym Grobie
– Najbardziej był on akcentowany w czasach przedsoborowych, czyli do lat 60-tych ubiegłego wieku. Wtedy też rytuały Wielkiego Tygodnia inaczej wyglądały. Świętowanie zaczynano w niedzielę, więc czuwania trwały bez przerwy od piątku do niedzielnego poranka. Teraz nocnych czuwań już prawie nie ma, a warty trzymają zwykle strażacy.