W środowy wieczór mieszkaniec Mysłowic uratował 20-letnią dziewczynę, która chciała odebrać sobie życie. I choć nie widzi w swoim zachowaniu nic nadzwyczajnego, to niewątpliwie jest bohaterem.
Na co dzień pracownik Orange, od 15 lat wolontariusz Hospicjum Świętego Franciszka w Katowicach i student trzeciego roku pielęgniarstwa w Wyższej Szkole Medycznej w Sosnowcu. Oprócz tego po prostu bohater. Gdyby nie zareagował w porę, wydarzyłaby się tragedia. Tak opisuje sytuację, która miała miejsce w środowy wieczór nad ruchliwą katowicką drogą:
– Wracałem wieczorem samochodem ul. Bohaterów Monte Cassino przez wiadukt nad al. Roździeńskiego w Katowicach. Na nim zobaczyłem dziewczynę, zdziwiłem się, że nie miała na sobie kurtki, zachowywała się dziwnie. Zatrzymałem się, bo uznałem, że dzieje się chyba coś niedobrego. Próbowała się wspiąć na barierkę, ściągnąłem ją, wyrywała się, krzyczała. Była roztrzęsiona. Trzymałem ją jedną ręką, drugą wzywałem pogotowie. Próbowałem zająć ją rozmową, żeby się wyciszyła i uspokoiła aż do przyjazdu pogotowia, a później policji – mówi Jacek Antoszek.
20-letnia dziewczyna została zabrana do szpitala. W rozmowie z nami Jacek Antoszek podkreśla, że jeśli miałby coś przekazać czytelnikom, to prosi, żeby ludzie nie przechodzili obok drugiego człowieka obojętnie, kiedy ten potrzebuje pomocy. W swoim zachowaniu nie widzi nic nadzwyczajnego.
– Zamiast robić zdjęcia i kręcić filmy, zatrzymajmy się i pomóżmy. Wierzę w ludzi. Mam nadzieję, że inni też by się tak zachowali, przechodząc obok tej dziewczyny – dodaje.